Majówka 2025 na Warmii
W tym roku wyjazd na majówkę wypadł spontanicznie, wręcz w ostatniej chwili. Zdecydowaliśmy, że jedziemy niedaleko, i na te 4 dni zabieramy rowery. Wybór padł na Warmię, mniej oczywistą od Mazur czy Kaszub, a równie piękną.
Ponieważ w tym roku nie było za bardzo jeżdżone, to
wybraliśmy wersję luksusową ze spaniem pod dachem. Zresztą z każdej strony
media trąbiły o nadchodzącym załamaniu pogody, a nam się nie chciało sprawdzać,
jak to się śpi z letnim wyposażeniem podczas przymrozków i burz.
Na pierwszy nocleg wybraliśmy taki śmieszny ośrodek. Trochę
weselny, trochę agroturystyka z minizoo. Klimat mocno retro, wpadający w lata
dwutysięczne, za to jedzenie przepyszne, a ludzie kochani. Parkowanie autka
przez cztery dni za darmo nie było problemem.
Zaraz po przyjeździe złożyliśmy rowery i wybraliśmy się na
małą rundkę po okolicy. 50 km rozgrzewki i od razu zauważyliśmy, że mamy suszę.
Wszystkie leśne drogi pełne piachu. Dobrze, że jednak wziąłem MTB.
Kolejnego dnia spakowaliśmy się już na 3 dni, założyliśmy torby na rowery i ruszyliśmy najpierw Łynostradą w stronę Olsztyna. Jest to chyba najlepsza pora roku na tę trasę. Zieleń po prostu eksploduje intensywnością, że aż trzeba zmniejszać nasycenie, robiąc zdjęcia. Za to ludzi jeszcze względnie mało.
Staszek |
Wjechałam w kupę! |
Objechać krokodyla |
Retro asfalty ;) |
W dalszej części dnia przejechaliśmy przez Olsztyn i to chyba w najlepszy sposób, a mianowicie cały czas wzdłuż Łyny. Wiedzieliście, że w Olsztynie są tramwaje? I to takie, które radzą sobie z niezłymi przewyższeniami.
Wiedziałem, że krowy są towarzyskie, ale nie, że wiedzą, co to krajobraz psychodeliczny |
Za miastem dość szybko wjechaliśmy w Las Warmiński – początkowo elegancką asfaltówką, ale zaraz mój ślad wpakował nas w jakieś tereny rezerwatu, przez powalone drzewa, ledwo widoczne ścieżki i po prostu na azymut przez poszycie. Staszek to rower idealny do takich terenów. W zasadzie wszystko przejeżdża… a Ania prowadziła swój rower, omijając przeszkody – współczułem jej z bezpiecznego dystansu, by nie oberwać bluzgiem czy szyszką. Potem, dopiero gdy wyjechaliśmy dokładnie na tę samą asfaltówkę, z której zjechaliśmy, przypomniałem sobie, że projektowałem tę trasę, momentami zmieniając charakterystykę drogi z „roweru” na „pieszo”. Naprawdę warto, też tak róbcie – dzięki temu zobaczycie ujeby, w jakie nigdy byście nie wjechali.
No przecież tędy jest droga |
Dalszy ciąg dnia to na zmianę nieskończone lasy i senne wioseczki. I ani jednego sklepu. Aż Ania musiała pić z moich bidonów, bo ja jak mumia prawie nie piję niestety.
Nasz nocleg wypadał w wynajętej kawalerce w Barczewie. Już wszystko dograne i umówione, jeszcze tylko zakupy w Biedronce. Wszedłem do sklepu jakoś po południu w słoneczku, a wyszedłem 20 minut później w nocy w innej strefie klimatycznej. Ziąb, leje, huragan jakiś, wyją syreny pożarowe… po prostu przyszło to wielkie załamanie pogody, które miało być na majówkę. Na szczęście na nocleg zostało nam 400 metrów, więc założywszy wszystkie przeciwdeszczowe rzeczy, jakie mieliśmy, nawet za bardzo nie zmokliśmy. Bardziej martwił się o nas właściciel mieszkanka, bo myślał, że nas dorwało w trasie gdzieś w lesie.
---
Następny dzień wypadł nam już krótszy o 20 km. Za to cały czas pod północny zimny wiatr. Było też więcej pól i mniej lasów. A że to wiosna na Warmii, to przeżyliśmy rzepakowy orgazm i za którymś razem, gdy wjechaliśmy w środek takiego złotego pola, po prostu zatrzymaliśmy się na prawie godzinną sesję zdjęciową. A co tam, obciach, nie obciach, gdy tych żółtych kwiatów jest tyle, że aż w oczy razi, jak na plaży czy śniegu.
Zamek Biskupów Warmińskich w Lidzbarku Warmińskim |
Chcieliśmy zatrzymać się w pizzerii, ale lokal miał takie wzięcie, że krócej czekalibyśmy pewnie przed jakąś hipsterską knajpą w stolicy. Zadowoliliśmy się zatem kawą w Żabce, a w międzyczasie zauważyliśmy dość dziwne zachowanie ludzi dookoła. Wszyscy jakby strasznie sztywno chodzą. Jakby zakwasy mieli i napieprzali wczoraj serie na nogi. A potem skumaliśmy, że siedzimy pod Żabką, jednym z niewielu otwartych źródełek, bo dziś przecież 3 maja! Ruszyliśmy dalej: do noclegu zostało nam niecałe 30 km. Dojechaliśmy tam jedną z bardziej dziurawych dróg asfaltowych, jakie widziałem, już lepiej, gdyby zdarli to całkowicie do szutru. W zasadzie warto by tam puścić jakiś wyścig, choćby dla czystej uciechy z komentarzy szosowych kwiatuszków.
Nocleg wypadł nam w gospodzie w Górowie Iławieckim. Przywitali
nas tam po królewsku, dając od razu salę na przechowanie rowerów, pokoik na
piętrze oraz dwa kielichy jakiejś ziołowej wódki przed jedzeniem. Ponoć każdy
rowerzysta nocujący u nich dostaje taki poczęstunek, co by nie było zakwasów.
---
Kolejny dzień zaczęliśmy wcześnie, chcąc dojechać w miarę
wartko do naszego auta. O świcie jednak lało jeszcze, więc w efekcie
wyjechaliśmy dopiero przed dziewiątą. Ziąb, prawie przymrozek, a my na krótko.
W bluzach i momentami w kurtkach dało radę wytrzymać, ale przez moment proponowałem
Ani założenie używanych skarpetek na dłonie, by mogła je ogrzać i biegi
zmieniać.
Hodowla danieli |
Bliżej południa nawet się ociepliło i zaczęło znów padać. A my wjechaliśmy z powrotem na Łynostradę i po dwóch godzinach byliśmy już przy samochodzie. Bardzo miły taki bikepacking na lekko, a Warmię wiosną będę polecał każdemu.
Komentarze
Prześlij komentarz